czwartek, 1 września 2016

Niby nic. I tak to się zaczęło...


Wszystko się od czegoś zaczyna. Książka Błękitna tożsamość od słów zamieszczonych na zdjęciu poniżej, które jedna z czytelniczek nazwała „trafnym określeniem przedmiotu”. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, że powieść ma swoje źródło w sztuce teatralnej, którą miałem przyjemność napisać na zlecenie Fundacji Daisy von Pless w 2012 roku. Dramat miał swoją premierę w szczawieńskim Teatrze Zdrojowym jesienią 2013 roku. 

Monodram nie należy do łatwych form teatralnych. Długo zastanawiałem się, jak go zbudować, żeby aktorka po piętnastu minutach nie musiała stawać na głowie lub rozbierać się do naga, aby przykuć uwagę widza. Pomysł, jaki wówczas zaświtał mi w umyśle, był całkiem prosty – młoda kobieta spotyka siebie jako staruszkę. O czym będą ze sobą rozmawiać? Wyobraź sobie taką sytuację: ktoś puka do twoich drzwi. Mówisz „Proszę”, a w progu staje chłopczyk lub dziewczynka, którym byłeś/byłaś 10, 30, 50 lat temu. Jak wyglądałaby wasza rozmowa? 

I tak właśnie było na scenie. W lustrze pojawiała się staruszka, a przed lustrem grała „młoda kobieta”. Dzięki takiemu zabiegowi monodram stał się dialogiem, a tym samym zyskał na atrakcyjności. W podobny sposób zbudowana jest także powieść. Różnica między sztuką a książką polega jednak na tym, że ze spotkania na spotkanie staruszka robi się coraz młodsza, a dziewczyna się starzeje. W końcu zmieniają się miejscami i patrzą na życie z dwóch zupełnie odmiennych punktów widzenia. Ostatecznie jedna przechodzi w legendę, druga odchodzi w niebyt. 


W oparciu o tę metaforę zbudowana jest biograficzna powieść o ostatniej pani na zamku Książ i w Pszczynie, Daisy von Pless. Dlatego też słowa, które widzisz na ilustracji obok, pasują tu jak ulał. Ta książka nie mogłaby się inaczej zaczynać. Z powieścią wiąże się jednak dużo więcej tajemnic. 

Zapraszam na WITRYNĘ AUTORSKĄ!
Piszę tam duzo więcej o ksiażce :) 

9 komentarzy:

  1. Powodzenia w blogosferze! Obiecuję zaglądać i od czasu do czasu coś skrobnąć. Pozdrawiam ciepło z Pless!

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać że teraz jak spoglądam w lustro widzę siebie trochę inaczej. Popatrzę na siebie nie wyrywkowo, szybko, powierzchownie, ale jakby do wewnątrz siebie, spokojniej, czasem z nostalgią. Być może że to już wiek działa inaczej ale na pewno też zadziałała Pana książka.
    Czytelniczka z Bolesławca

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Starość...
    Dziś siedziałam na ławce i obserwowałam ludzi i ich zachowanie.
    Nieopodal mnie przechodziło wiekowe małżeństwo trzymające się pod rękę, szli i z czułością,uwielbieniem odnosili się do siebie cały czas się uśmiechając, Wyglądali cudownie.
    Następnie szło młode małżeństwo, które nie odzywało się do siebie kulturalnie wręcz wulgarnie...
    Ci starsi Państwo może już w lustrze nie wyglądali jak dawniej, ale za to są piękni duchem.

    7 września 2016 20:01

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę mi napisać, z której ławki rozciągają się takie perspektywy? Chętnie bym się tam przysiadł czasem...

      Usuń
  5. Taka ławka może być wszędzie, wystarczy tylko odpowiednie spojrzenie na świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, ten Bolesławiec... Tylko tam zdarzają się prawdziwe cuda!

      Usuń

ZAWODOWE PIĘKNOŚCI

    Daisy w swoich „Pamiętnikach” wspomina o dość wulgarnym – jak to określa – terminie „zawodowych piękności”. Do tej elitarnej gru...